Shaolin Kung Fu

Opracowanie na podstawie: "Myths and Legends of the Martial Arts" autor: Peter Lewis, wydawnictwo: Prion Books Limited 2001. Tłumaczenie: Krzysztof Brzozowski. Kopiowanie i wykorzystywanie fragmentów lub całości prezentowanych tekstów bez zgody zabronione.

WSTĘP

Istnieje pewne stare chińskie powiedzenie "Historia urasta w wielkość przez opowiadanie". Wiele z tego, co jest historią sztuk walki było przekazywane ustnie. Nie prowadzono w tamtych czasach zapisków, w konsekwencji czego prawda ubarwiana była przez wyobraźnię tego, kto historie te opowiadał. Wymieszanie faktów z fantazją osoby opowiadającej dystansuje opowieści od tego, co zdarzyło się naprawdę, jednakże stanowią one źródło oryginalnych informacji.

Każdy mit czy legenda pozwala na wyłuskanie wielu autentycznych wydarzeń pozwalających zrozumieć istniejącą w tamtym czasie sytuację i ludzi, którzy wtedy żyli. Tłumaczenia południowo-wschodnich azjatyckich manuskryptów często mogą być niejasne. Aczkolwiek mówi się, że ciągłe powtarzanie w końcu daje jasny obraz sytuacji. I w rzeczy samej opowieściom i legendom często powtarzanym przypisuje się wielką wartość i korzyść płynącą z wątpliwości.

Niektóre opowiadania są tylko opowieściami, które stały się wielkimi dzięki ludziom, którzy je opowiadali. Opowiadania tutaj prezentowane zawierają epigramy starożytnej wschodniej mądrości, które nawet teraz w erze wielkich odkryć i szybkiego rozwoju wszelkich technologii, pokazują w jaki sposób żyć. Czytając o przeszłości czytelnik musi zdawać sobie sprawę z obowiązującej wówczas religii, kultury, modelu życia jak również istniejących czynników politycznych. Kipling napisał "Wschód jest wschodem, Zachód zachodem i nigdy się nie spotkają". Wiele z opowiadań o sztukach walki obraca się wokół filozofii liczącej sobie około 3000 lat. Oczywiście część z nich dotyczy starożytnych mistrzów kung fu odkrywających i tworzących podwaliny wielu systemów walki. Człowiek, natura, religia, i wszechświat odgrywają ważne role w azjatyckim panteonie i stanowią integralne składniki odkryć i rozwoju dyscyplin wojennych. Mądrość, rozum, bohaterstwo, i siła są tylko niektórymi składowymi, jakie występują w prezentowanych opowiadaniach.

Wróć do spisu treści

NATURA CZŁOWIEKA

Wiele lat temu, w prowincji Honan w północnych Chinach, znajdowała się szkoła Hung Gar. Przewodził jej mistrz, którego sekretne techniki walki przekazywane były z ojca na syna, z pokolenia na pokolenie. Mistrz miał nadzieję, że jak tylko jego jedyny syn będzie wystarczająco kompetentny, przejmie prowadzenie szkoły. Syn jego w rzeczy samej był wysokiej klasy wojownikiem znającym wiele technik systemu, jednakże nie nadawał się na nauczyciela. Nie potrafił on przekazać wiedzy studentom. Ojciec zamartwiał się faktem, iż wiele spośród technik - niektóre liczące sobie 200 lat - w końcu zostanie zapomnianych. Syn nie miał cierpliwości do słabszych, wolniejszych studentów i poświęcał czas tylko najlepszym wojownikom.

Pewnego dnia ojciec zapytał syna dlaczego koncentruje całą swoją uwagę tylko na najlepszych. W odpowiedzi usłyszał, że nie mogą mu przeszkadzać uczniowie słabsi i ci, którzy wolniej się uczą. O wiele bardziej ekscytujące jest uczenie najlepszych studentów, ponieważ widać efekty obopólnej pracy wręcz natychmiast. Na to ojciec próbował tłumaczyć, iż każdy człowiek ma inną naturę i charakter, które rodzą się w nim i nie mogą być zmienione. Pomimo tego, że niektórzy studenci uczą się szybciej, okazuje się, że to ten wolniej uczący się zostaje z czasem bardziej kompetentnym. Podkreślił również, że gdy wielcy wojownicy staną się za starzy by walczyć, odejdą by zająć się zajęciami mniej absorbującymi fizycznie. W ostateczności zostanie sam, ponieważ studenci, których nie chciał uczyć stracą zainteresowanie i też w końcu odejdą. A w konsekwencji ich 200 letni system rodzinny po prostu wygaśnie. Bycie dobrym wojownikiem to nie wszystko o co chodzi w kung fu - powiedział ojciec kontynuując omawianie filozofii, która płynie razem z tehchniką. Mądrość, cierpliwość i zrozumienie potrzeb każdego studenta, to cechy dobrego nauczyciela. Wszyscy rodzimy się wyjątkowi i jest wielkim błędem próba kształtowania ucznia w coś - czym nie jest. Poczynania takie są wbrew jego naturze, a to nie jest droga kung fu. Ojciec widząc, że syn nie rozumie jego słów, przytoczył opowieść o żabie i skorpionie w nadziei, że to pozwoli synowi zrozumieć znaczenie jego słów.

Pewnego dnia skorpion przybył nad brzeg rzeki, przez którą chciał się przeprawić. Jednak nigdzie w pobliżu nie było mostu. Poprosił żabę siedzącą nieopodal, aby zabrała go na drugą stronę rzeki. Żaba odmówiła, gdyż pomyślała, że skorpion mógłby ją ukąsić. Na to skorpion odrzekł, iż byłoby głupotą z jego strony ukąsić żabę ponieważ oboje by utonęli. Żaba widząc logiczne rozumowanie, zgodziła się pomóc skorpionowi. W połowie drogi skorpion ukąsił żabę, z której natychmiast umknęło życie, topiąc jednocześnie skorpiona.

Syn mistrza kung fu spojrzał na ojca w oczekiwaniu kontynuacji opowieści, jednak był to już jej koniec. Syn powiedział, że nie rozumie dlaczego skorpion ukąsił żabę. Na to ojciec odpowiedział, że kąszenie i zabijanie są tym, co skorpion robi, są tym co leży w jego naturze. Nie należy winić skorpiona gdyż nie miał on wyboru. Nie można zmieniać natury czegokolwiek i kogokolwiek. Jeden uczeń może się wolniej uczyć, ale to nie czyni tego, który uczy się szybciej lepszym wojownikiem czy lepszym człowiekiem. Każdy uczeń rozwija się i zachowuje zgodnie ze swoją naturą. Syn w końcu zrozumiał co ojciec miał na myśli i od tamtego dnia nauczał wszystkich uczniów co spowodowało, że styl jego przodków nie zaginął.

Wróć do spisu treści

MISTRZ MIECZA

Japoński mistrz miecza MiyamotoMusashi był największym szermierzem jaki kiedykolwiek żył. O jego wyczynach napisano wiele opowieści. Oto jedna z nich.

Zaczyna się, kiedy Musashi był dwunastoletnim chłopcem. Spędzał lata ćwicząc drewnianym mieczem, aż w końcu poczuł się na siłach aby wziąć udział w pojedynku. Okazja nadarzyła się, kiedy mistrz miecza Kihei, którego wielu uważało za największego mistrza miecza w dzielnicy, przybył do wioski Musashiego, rzucając wyzwania lokalnym samurajom. W obawie przed mieczem Kihei wielu mistrzów w tym czasie wyjechało do innych miast, aby uniknąć konfrontacji. Wiadomym wówczas było, że nieprzyjęcie wyzwania powodowało utratę twarzy i stanowiło dla samuraja wielki akt tchórzostwa.

Podczas, gdy Kihei był na targu wzywając samurajów by wyszli i stoczyli z nim pojedynek, mały ale hardy Musashi wystąpił z tłumu i przyjął wyzwanie do walki. Kihei spojrzał na chłopca z drewnianym mieczem i głośno się roześmiał. Powiedział, że jeśli się nie usunie to zmiażdży go jak mrówkę. Na to młody Musashi wykorzystując chwilę nieuwagi przybysza nagle przystąpił do ataku. Z szybkością kobry uniósł swój drewniany miecz i uderzył rozbijając czaszkę mistrza Kihei. Zaskoczony Kihei upadł na ziemię z czaszką rozłupaną jak melon. Kilka lat później reputacja Musashiego urosła i stał on się najbardziej przerażającym mistrzem miecza w całej Japonii. Nigdy nie przestawał studiować sztuki fechtunku, ciągle doskonaląc wiedzę na temat strategii i walki oraz podstawy ataku i obrony. Teraz Musashi był gotów by rzucić wyzwanie wielkiemu Seijuro Sensei, który był mistrzem szkoły miecza w Kyoto i cieszył się reputacją największego szermierza.

W tamtych czasach wyzwania rzucane głowom szkół walki były podejmowane przez starszych uczniów. W ten sposób mistrz szkoły nie tracił twarzy w razie przegranej jego ucznia. Dlatego Musashi opracował plan by mieć pewność, że tym, który przyjmuje wyzwanie będzie Seijuro, a nie jeden z jego uczniów. Plan Musashiego był prosty. Na rynku miasta otwarcie powiedział, że chce walczyć z Seijuro Sensei, a jeśli on się nie pojawi osobiście i nie podejmie wyzwania - będzie tchórzem. Powiesił również plakaty anonsujące, że Seijuro Sensei i Miyamoto Musashi spotkają się i będą walczyć na śmierć i życie. Oczywiście również miejsce i czas pojedynku został podany.

Było to za wiele dla Seijuro. Pewność Musashiego tak go rozzłościła, że pomimo próśb uczniów o pozwolenie im walczyć, Seijuro postanowił dać intruzowi krwawą lekcję osobiście. W umówionym miejscu i o umówionym czasie Seijuro Sensei należycie oczekiwał nadejścia swojego rywala.

Kodeks samuraja nakazywał w przypadku takich pojedynków przestrzeganie wszystkich punktów etykiety. Więc kiedy nastał świt i nadeszła umówiona godzina pojedynku, Seijuro stał na zakurzonym polu w całym swoim splendorze samuraja. Całe miasto skierowało swoją uwagę na to wielkie wydarzenie. Dwie godziny później Seijuro czekał, ale Musashi się nie pojawił. Minęły kolejne dwie godziny, ale nikt się nie pojawił. Seijuro coraz bardziej się niecierpliwił i stawał się coraz bardziej zrelaksowany. Musashi jednak znajdował się nie więcej niż dziesięć jardów od swojego przeciwnika. Ubrany jak wieśniak stał niezauważony w tłumie. Kiedy popołudnie przerodziło się we wczesny wieczór, Seijuro był doprowadzony do wściekłości. To w tym czasie Musashi wyłonił się z tłumu. Seijuro był zaszokowany widząc taką osobę w tak doniosłej chwili. Całokształtu dopełnił drewniany miecz Musashiego. Zdenerwowany Seijuro wyciągnął swój wielki miecz i wykonał potężne cięcie. Musashi podniósł swój drewniany, ćwiczebny miecz i zamiatającym ruchem uderzył Seijuro w podbródek. Uderzenie to zabiło mistrza natychmiast.

Seijuro umarł, gdyż zapomniał o dwóch najważniejszych elementach filozofii Zen, czystym umyśle i koncentracji na wykonywanym zadaniu. Jego niecierpliwość i gniew, że Musashi nie dopełnił formalności i przybył za późno, ubrany jak wieśniak, były początkiem tragedii. Musashi wiedział, że zły, rozwścieczony wojownik posiada rozwścieczony umysł, a rozwścieczony umysł nie zna dyscypliny i jest bezużyteczny.

Wróć do spisu treści

MALUJĄC NOGI WĘŻOWI

Żył pewnego razu wielki mistrz kung fu, który był już w kwiecie wieku. Tradycja nakazywała, aby przekazał sekrety swojego stylu najstarszemu uczniowi. Jednakże starszeństwo w tej materii nie było tylko czasem spędzonym u mistrza. W jego szkole było dwóch uczniów o takich samych umiejętnościach. Dla mistrza była to nie lada zagłostka. Aby wybrać jednego z nich poddał ich próbie. Każdemu kazał wyjść na zewnątrz i narysować zwierzę na piasku. A ten, który to zwierzę narysuje i będzie ono rozpoznawalne, odziedziczy wszystko. Każdy z uczniów złapał patyk po czym szybko przystąpili do pracy.

Pierwszy z nich w pośpiechu narysował rozciągniętą literę "S". Gdy spojrzał na swojego rywala, ten ciągle rysował. Czując się niepewnie, iż być może był on za szybki, zaczął dorysowywać nogi. Gdy pierwszy uczeń dorysował trzecią nogę, drugi wyprostował się, pokazując, że zakończył pracę. Mistrz podszedł, obejrzał z uwagą dzieła swoich uczniów i ogłosił drugiego z nich zwycięzcą. Zwracając się do pierwszego ucznia rzekł: "Powiedz mi, dlaczego kontynuowałeś rysowanie skoro wiadomym było, że to wąż?" Na to uczeń odpowiedział: "Ponieważ Mistrzu wąż był w mojej wyobraźni, więc go szybko narysowałem. Jednak naszła mnie wątpliwość czy go rozpoznasz, więc zacząłem rysować nogi żeby przypominał jaszczurkę." Mistrz wyjaśnił "zwątpienie i wahanie, które okazałeś kosztuje ciebie pozycję mego następcy - mistrza kung fu."

Od tamtego czasu powiedzenie "Nie maluj nóg wężowi" jest używane, kiedy bezcelowym jest poprawianie czegoś co jest perfekcyjne lub kompletne.

Wróć do spisu treści

KLASZTOR SHAOLIN

Uważa się, iż chińskie sztuki walki, które charakteryzuje ogromna różnorodność styli, pochodzą z jednego miejsca - klasztoru Shaolin w prowincji Honan. Prawdopodobnie bliższe prawdy jest stwierdzenie, że w Chinach znajdowało się wiele świątyń, gdzie mnisi wojownicy trenowali różne style wojenne. Klasztor Shaolin (znaczenie słowa shaolin - młody las) został zbudowany u stóp góry Song Shan około 495 roku n.e., na mocy dekretu cesarza Hsiao-Wen. Najprawdopodobniej klasztor był prekursorem kolejnych tego typu instytucji w innych częściach Państwa Środka, które były zakładane i prowadzone przez wykwalifikowanych mnichów z Shaolin. Dlatego powstała różnorodność styli była zainspirowana poddaniem się subtelnym zmianom styli głównych, zwanych inaczej wiodącymi. Każdy z nich został nazwany od imienia uczącego i rozwijającego go mnicha.

Dwieście lat po powstaniu sztuk walki, pierwszy cesarz z dynastii Tang, T'ai Tsung zwrócił się do walczących mnichów z prośbą o militarne wsparcie. Chodziło o pobicie generała Wang-Shih-Ch'unga, który próbował stworzyć regiment separatystów. Mnisi przystali na prośbę cesarza i wspólnymi siłami pokonali generała Wanga. Legenda głosi, że trzynastu mnichów dało wsparcie, lecz w rzeczywistości prawdopodobnie ich liczba była znacznie większa. Wówczas wiadomym było, iż klasztor był domem dla przynajmniej 500 walczących mnichów. Za swe zasługi cesarz nadał klasztorowi status Pierwszej Świątyni Pod Niebem.

W 1674 roku Mnisi z Shaolin zostali wezwani ponownie, tym razem przez cesarza Ch'ing K'ang-Hsi. W zwojach z tamtego czasu można przeczytać jak mnisi walczyli z siedmioma lub dziesięcioma przeciwnikami na raz i w jaki sposób pokonywali każdego, kto stanął im na drodze. Umiejętności ich były tak wielkie, iż sam cesarz powiedział "Dajcie mi dziesięć tysięcy mnichów z Shaolin, a podbiję świat".

Po wojnie mnisi uzyskawszy patronat cesarza wrócili do spokojnego, religijnego życia. Sielanka jednak nie trwała długo. Pełni zazdrości lordowie i właściciele ziemscy przekonali cesarza, iż taka siła i doświadczenie w walce będzie stanowić zagrożenie dla tronu i powinna zostać rozgromiona. Cesarz z rozdartym sercem wysłał potężną armię na klasztor, a właścicielom ziemskim pozwolił zagrabić klasztorne dobra. Prowadzona przez odstępnego mnicha cesarska armia zaatakowała klasztor zrównując go z ziemią po wielu miesiącach walk. Mówi się, że tylko pięciu mnichom udało się uciec z pożogi. Przepłynęli oni Żółtą Rzekę aby uniknąć niewoli. Ta piątka jest znana jako pięciu przodków oraz uważa się ich za legendarnych prekursorów chińskiego tajnego zgromadzenia - Triada.

Klasztor Shaolin istnieje do tej pory stanowiąc atrakcję dla turystów z całego świata. Został odbudowany przez ludzi Chińskiej Republiki Ludowej i stanowi historyczny monument. Mnisi, tak jak dawniej i dziś codziennie ćwiczą i doskonalą techniki kung fu.

Wróć do spisu treści

KARATEKA I TYGRYS

Gogen Yamaguchi, twórca stylu karate goju-kai jako młodzieniec miał wiele przygód. Jedna najbardziej znana miała miejsce podczas drugiej wojny światowej. Japoński rząd wysłał Yamaguchiego do Mandżurii z tajną misją. Tam podczas prowadzenia negocjacji został złapany przez siły rządowe Kuomintang (Chińska Narodowa Partia Ludowa) i przetransportowany do obozu pracy. Tam był bardzo źle traktowany i musiał znosić niewygody niewoli. Pomimo faktu, iż Yamaguchi był więźniem wykonującym wszystkie swoje obowiązki, jego oprawcy byli bardzo ostrożni. W jego zachowaniu, dumnym, godnym sposobie poruszania się i tym jak był traktowany przez innych więźniów, było coś co przerażało strażników. Stałym elementem każdego dnia był posiłek. Więźniowie jedli to, co było dostępne, jedzenia nigdy nie było wystarczająco dużo. Po posiłku był czas na spanie albo rozmowę. Ale Yamaguchi nie zachowywał się jak inni więźniowie. Kiedy wypuszczano go z celi biegał dookoła placu i godzinami ćwiczył uderzenia i kopnięcia. W swojej celi spędzał wiele czasu siedząc i medytując. Yamaguchi nie poddał się i nie dał się złamać warunkom w jakich się znalazł. Strażnicy zaczęli patrzeć na tego dumnego Japończyka jak na kogoś obdarzonego nadludzkimi zdolnościami. Zawsze wyglądał na człowieka zdrowego i był w doskonałej kondycji, nie jak inni więźniowie, a przecież jedli to samo i mieszkali w tych samych warunkach. Zaczęto o nim myśleć jak o demonie, co jeszcze bardziej potęgowało ich strach. Wkrótce wieść o niezwykłym więźniu dotarła do komendanta obozu. Przeprowadzone dochodzenie wykazało kim jest Yamaguchi. Wytyczne, które zostały wydane nakazywały złamanie więźnia, aby stracił twarz przed współwięźniami.

Yamaguchi został umieszczony w izolatce, a racje żywnościowe jakie dostawał z trudem utrzymałyby przy życiu dziecko. Przez dwadzieścia godzin dziennie siedział w swojej celi w całkowitej ciemności. Cela była tak mała, że jakusiadł w pozycji skrzyżowanej to kolanami dotykał ścian. Również codzienne bicie przez strażników nie złamało jego ducha. Każdego dnia wykonywał ćwiczenia oddechowe, po których wprowadzał się w trans, gdzie nie czuł ani bólu ani głodu. Władze więzienia nie mogły uwierzyć, że mimo tak surowego, nieludzkiego wręcz traktowania więzień pozostawał niezłamany. Po obozie szybko rozeszła się wieść o człowieku demonie, którego samo imię szeptane przez więźniów przerażało strażników. W końcu komendant zarządził ostateczną próbę aby pozbyć się niewygodnego więźnia raz na zawsze. Wyciągnęli Yamaguchiego z celi i postawili przed klatką w której był wygłodniały tygrys. Śmiejąc się strażnicy wepchnęli Japończyka do klatki i kazali całemu obozowi patrzeć jak japoński karateka zostanie pożarty. Jeden ze strażników dodał "Zobaczymy czy twoje karate ci pomoże".

Po dziesięciu minutach wszyscy zaobserwowali rzecz niezwykłą. Yamaguchi przyjął postawę karate i z przeszywającym uszy okrzykiem ruszył do ataku. Zdezorientowane zwierzę dało mu wystarczająco dużo czasu, aby Yamaguchi wskoczył na grzbiet tygrysa i wydając kolejny okrzyk wprost do ucha zwierzęcia powalił je na ziemię. Przerażeni strażnicy uciekli zostawiając Yamaguchiego na noc w klatce z martwym tygrysem. Rankiem wypuszczono go i pozwolono dołączyć do pozostałych więźniów. Po niespełna dwóch tygodniach jego miejsce zajął inny więzień polityczny. Straż więzienna odetchnęła z ulgą kiedy demon karateka opuścił obóz.

Rok później, gdy Yamaguchi był na łożu śmierci, zadano mu pytanie "Czym jest karate?", na to on odpowiedział "Karate to nie walka, karate to prawda".

Wróć do spisu treści

PIĘCIORO PRZECIW JEDNEMU

Okinawska wyspa z Archipelagu Ryukyu jest uważana za miejsce gdzie karate ma swoje korzenie. Wiele styli karate z Okinawy uległo niewielkim zmianom gdy dotarły one do Japonii. Jednak istnieje jeden, który pozostał niezmieniony. To Uechi-Ryu, stworzony przez Kanbun Uechi. Kanbun do swojego stylu karate dodał elementy chińskiego kung fu (styli tygrysa, smoka i żurawia). Chińska nazwa tego systemu to pangai-noon, co znaczy "w połowie twardo, w połowie miękko".

Kanbun Uechi jako obcokrajowiec w Chinach był często wyzywany do walki. Jego niezliczone zwycięstwa otoczyły go aurą niepokonanego. Pewnego dnia postanowił odwiedzić swojego przyjaciela, który mieszkał jak pustelnik głęboko w lesie. Z nastaniem zmierzchu Kanbun pożegnał przyjaciela i rozpoczął podróż do domu. W połowie drogi zaczepiło go pięciu hardo wyglądających bandytów. Powiedzieli oni, że zabiorą pieniądze, a jeśli ich nie znajdą, to ubranie. Dodali też, że jeśli nie będzie kłótni to nawet pozwolą mu żyć. Kiedy Kanbun odmówił współpracy, jeden z bandytów ruszył do ataku. Kanbun uniknął ciosu po czym jak piorun wykonał kontratak. Bandyta padł martwy. Pozostała czwórka patrzyła ze zdumieniem. Kanbun powiedział im żeby podnieśli swojego herszta i odeszli. Zapytał też grzecznie czy może jeszcze któryś z nich ma ochotę na jego rzeczy, jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi. Dodał też, że jest zadowolony z konfrontacji, bo był znudzony samotnym podróżowaniem do domu.

Powiedział również, że od tej pory każdego wieczora będzie podróżował tą drogą do domu, więc jeśli jeszcze kiedyś będą chcieli go zaatakować, istnieje szansa na zaskoczenie. Skończywszy odwrócił się i odszedł. Kanbun Uechi podróżował tą samą drogą każdego wieczora przez tydzień, lecz nie miał już problemów z bandytami.

Wróć do spisu treści

KELNER I MARYNARZ

Zaraz po zakończeniu II Wojny Światowej w malezyjskim mieście Telok, młody, nieśmiały półchińczyk nakrywał do stołów w jednej z częściej odwiedzanych restauracji. Pracował, gdyż musiał zarobić pieniądze aby wyżywić swoją matkę i siostrę. Kelner ów, którego imię brzmiało Leong w poszukiwaniu pracy opuścił rodzinną wioskę, w której mieszkał przez osiemnaście lat. Swoje młodzieńcze lata spędził pod okupacją japońską. Uczył się wówczas kung fu od mnicha ze świątyni, która znajdowała się naprzeciwko jego domu. W niedługim czasie stał się biegły w technikach kung fu i młody Leong został uznany przez mnichów za wielkiego wojownika. Mając zaledwie dwanaście lat, walczył w lokalnych turniejach i wygrywał z mężczyznami dwa razy większymi od siebie. Uważano, że daleko zajdzie i pewnego dnia zostanie prawdziwym wielkim profesjonalnym wojownikiem.

Pewnego dnia restauracja była pełna awanturniczych robotników pijących i krzyczących. Jeden z nich zataczający się i rozlewający piwo chodząc obrażał każdego dookoła. W końcu zniewagi doczekał się sam Leong nakrywający stoły. Leong zignorował obelgi i kontynuował swoją pracę. Jednak pijak się nie poddawał, zawołał kilku kolegów spod baru i razem namawiali Leonga żeby napił się z nimi. Chłopak dalej ignorował zaczepki i zbierał puste talerze i szklanki ze stołów. W końcu pijak złapał Leonga za ramię i próbował wmusić weń kufel piwa. Wtedy troje pijanych kolegów marynarza zachęcało go krzycząc "Zmuś Chinola żeby wypił wszystko". Leong przeczuwając, że zabawa zamieni się w coś niebezpiecznego, szybko uskoczył na bok. Będąc zwróconym placami do ściany stał twarzą w twarz z czterema mężczyznami. Jego instynkt wojownika wybuchnął wewnątrz ciała. Marynarz, który krzyczał podniósł swój ciężki kufel z zamiarem rozbicia go na głowie chłopca.

Niczym rakieta Leong ruszył do przodu wykonując kopnięcie tak silne, że pijak wzbił się na trzy stopy w powietrze po czym wylądował w odłamkach szkła i połamanych stołów. Solidarni koledzy ruszyli do ataku jak jeden. Leong natychmiast wyczuwając zagrożenie kopnął pierwszego marynarza w krocze kończąc z nim zabawę. Zaledwie cofnąwszy nogę, miał za sobą drugiego napastnika. Temu dane było zapoznać się z łokciem młodego kelnera. Kolejny kamrat upadł na ziemię po uderzeniu w krtań próbując złapać powietrze. Trzeci marynarz chciał zaskoczyć Leonga nożem do filetowania. Leong kontrolując uzbrojoną rękę draba cofnął się w momencie ataku. Kiedy śmiertelne uderzenie mijało go, Leong złapał dwoma palcami nadgarstek napastnika wykręcając go. Chrupnięcie przeszyło otaczające powietrze, nóż upadł na ziemię, a marynarz krzyczał "Złamałeś mi nadgarstek".

Walka była skończona, ludzie, którzy w panice opuścili lokal powrócili do swoich posiłków. Przybyła policja po wysłuchaniu relacji odeskortowała marynarzy. Cała restauracja oklaskiwała niezwykłego kelnera, a po zamknięciu okazało się, że Leong miał dużo więcej napiwków niż zazwyczaj.

Do dziś opowiadana jest historia o młodym kelnerze, który użył kung fu aby pobić dziesięciu potężnych marynarzy uzbrojonych w noże. Więc sprawdziło się chińskie powiedzenie, że "Historia urasta w wielkość przez opowiadanie".

Wróć do spisu treści

PIĘKNA WIOSNA

W prowincji Yunan w południowych Chinach mieszkała piękna młoda kobieta Yim Wing Chun. Od dziecka kochała się w chłopcu o imieniu Leong Bok Chao. Podczas nieobecności Leonga, który wyjechał do pracy Yim Wing Chun czyniła niezbędne przygotowania do ich nadchodzącego ślubu.

W górach rozciągających się za wioską dziewczyny mieszkał rozbójnik, który gdy tylko ujrzał piękną niewiastę zapragnął jej dla siebie, choć wiedział, iż przeznaczona była innemu. Zbir wysłał do wioski swoich ludzi, którzy mieli przestraszyć Yim i jej ojca. Powiedzieli oni, że jeśli dziewczyna nie zerwie zaręczyn i nie wyjdzie za ich szefa, złe rzeczy przydarzą się jej i jej rodzinie. Dla Yim nie było pocieszenia, gdyż wiedziała, że jeśli nie spełni żądań bandyta zabije jej ojca i w końcu ją poślubi.

Pewnego dnia zbierając chrust Yim płakała nad losem, który ją spotkał. Płacz dziewczyny usłyszała przechodząca mniszka o imieniu Ng Mui. Podeszła ona do Yim aby sprawdzić co się stało. Yim wyjaśniła dlaczego płacze i opowiedziała swoją historię. Na to mniszka powiedziała, że ma plan jak jej pomóc. Pierwsza rzecz jaką musiała zrobić to napisać list do swojego ukochanego z informacją, że zaręczyny zostają przełożone na następny rok ze względu na to, że Yim chce poszukać poradu w świątyni. Następnie ojciec Yim powiedział bandycie, że jego córka zerwała zaręczyny i jest wolna, ale przez rok nie może jej tknąć gdyż szuka ona duchowego wsparcia. Bandyta uśmiechnął się triumfatorsko sądząc, że wygrał rękę Yim.

Ng Mui była ekspertem stylu kung fu Mui Fa Quan (pięść kwiatu śliwy). Dzięki swej przebiegłości miała wystarczająco dużo czasu aby wytrenować Yim. Dzień w dzień godzinami Yim ciężko trenowała. A dzięki prawdziwej relacji uczeń-nauczyciel, w krótkim czasie była w stanie przyswoić sobie techniki walki. W ciągu sześciu miesięcy Yim zdołała nauczyć się zaawansowanych technik systemu pięści kwiatu śliwy. Jednak wiele ruchów sprawiało jej problemy przez co czuła się niekomfortowo. Niektóre ćwiczenia wymagały więcej siły niż miała drobna dziewczynka. Przeszukując zwoje w świątyni, być może znalazłaby system walki bardziej pasujący do siły i umiejętności kobiet. Jednak nie znalazłszy nic konkretnego, zaczęła eksperymentować z tym co już wiedziała.

Zmieniła uderzenia i kopnięcia tak, by pasowały do jej postury. Silne, wręcz siłowe uderzenia zostały zastąpione subtelnymi ruchami ciała. W końcu na skutek eksperymentów Yim rozwinęła swój własny styl walki, który bazował na centralnej linii ataku. Podstawowym założeniem był fakt, że najkrótszą drogą pomiędzy dwoma punktami jest linia prosta.

Minął rok, Yim opuściła świątynię i wróciła do swojego ojca. Poprosiła go o to, aby rozwiesił plakaty mówiące o tym, że Yim wyjdzie za każdego kto pobije ją w walce wręcz. Również zatroszczyła się o to, żeby informacja, iż trenowała kung fu całe życie obiegła okolicę. Kiedy rozbójnik usłyszał nowiny, zszedł ze swoimi kamratami z gór aby podjąć wyzwanie, pobić drobną dziewczynę i ją poślubić. Walka miała miejsce na placu w środku wioski, gdzie zebrali się wszyscy. Walka zaczęła się. Bandyta ruszył na Yim chcąc nakryć ją swoim ciałem. Kiedy był w zasięgu uderzenia, jeden cios w gardło powalił go na ziemię. Jego duma i gardło były bardzo posiniaczone. Wstał i z jeszcze większym zapałem przystąpił do ataku. Yim przechwyciła napastnika i uderzając palcami w nos rozbójnika ponownie powaliła go na ziemię. To przepełniło szalę wściekłości. Bandyta z zakrwawioną twarzą kontynuował swój atak. Tym razem jego kopnięcie przednie nie trafiło do celu. Yim wydawała się stać nieruchomo - z taką subtelnością i gracją się poruszała. Taki był po prostu jej styl. Kończąc walkę Yim złamała kolano napastnika. Ten padł na ziemię krzycząc i wijąc się z bólu. Yim wygrała walkę, górski zbój stracił twarz i nigdy już nie nękał dziewczyny i jej rodziny. Yim Wing Chun natychmiast wysłała list do Leonga prosząc go aby przyjechał i się z nią ożenił.

Yim swój styl zadedykowała Ng Mui, mniszce, której zawdzięczała wolność. Jednak nazwała go swoim nazwiskiem Wing Chun, co należy tłumaczyć jako "Piękna Wiosna". Jest to jedyny styl kung fu wynaleziony i rozwinięty przez kobietę. Jego podstaw na początku uczył się sławny Bruce Lee.

Wróć do spisu treści